"Kobiety z 6. piętra"
Jest to pogodna opowieść o statecznym Francuzie, który zakochał się w Hiszpance, na dodatek we własnej służącej. Kiedyś taki film nie mógłby powstać, bo Francuzi nie żywili wielkiej sympatii do swoich sąsiadów (jak to zwykle bywa) i uważali ich za mało inteligentnych i prymitywnych. Na szczęście czasy się zmieniły i w filmie widzimy, że to Hiszpanki są tą „lepszą” częścią społeczeństwa francuskiego, dla którego wygody pracują ciężko całymi dniami. Czasem niektóre z nich mają szczęście trafić na lepszych chlebodawców (co za straszne słowo!), którzy starają się je zrozumieć i zapewnić im lepsze warunki życia, tak jak tutaj.
Nie jest to bardzo wesoła komedia (nie roześmiałam się chyba ani raz), ale miło się ogląda rozśpiewane hiszpańskie aktorki, w tym już mocno dojrzałą Carmen Maura, znaną z filmów Almodovara. Przy okazji można posłuchać ich dowcipnych komentarzy po hiszpańsku (większość dialogów jest po francusku) oraz wspaniałej hiszpańskiej muzyki .
Mimo że jest to komedia, reżyser nie bał się dodać smutniejszego akcentu: jedna z bohaterek wspomina, że jej rodziców zamordowali w czasie wojny domowej zwolennicy Franco i dlatego nie zamierza tam wracać, póki on żyje (akcja filmu toczy się w latach 60.). Ostatnio w kinie hiszpańskim (jak widać, nie tylko) jest coraz więcej nawiązań do tej narodowej tragedii. Myślę, że to dobrze, by kolejne pokolenia dowiedziały się o tym, co zdarzyło się w latach 30. w Hiszpanii i jaki to miało wpływ na życie codzienne Hiszpanów i ich życiowe wybory.